Chcesz otrzymywać najnowsze wiadomości
Wydarzenia
Jest jeszcze prawdziwe dziennikarstwo

Z prof. dr hab. Januszem Włodzimierzem Adamowskim, dziekanem Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii na Uniwersytecie Warszawskim - rozmawia Jerzy Byra




Czwarta władza – w państwach demokratycznych określenie wolnej prasy (mediów masowych, środków masowej komunikacji, środków przekazu społecznego). Określenie zostało rozwinięte w Anglii w 1828 roku, jako  uzupełnienie monteskiuszowskiego trójpodziału władzy (władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza). Przyznanie prasie autonomicznej roli, uzupełniającej konstytucyjne organy władzy miało być czynnikiem je kontrolującym, by nie dochodziło do nadużyć i korupcji. Niestety, tylko nieliczni mieli wówczas złudzenie co do niezawisłości i niezależności sądów wyrażanych przez dziennikarzy. Andrzej Paczkowski w książce „Czwarta władza” podaje, że w 1895 roku jeden z najbardziej znanych publicystów amerykańskich mówił na bankiecie wydanym przez News York Press Association: „W Ameryce – być może poza miasteczkami – nie ma prasy niezależnej. Żaden z nas nie odważy się napisać tego, co uważa za uczciwe, a jeśli tak uczyni, wiecie, że nie będzie wydrukowane… Zawodem dziennikarza w Nowym Jorku jest burzyć prawdę, kłamać, szkalować, czołgać się do stóp Mamony, sprzedawać swój naród i swój kraj, aby zarobić na chleb codzienny. Jesteśmy intelektualnymi prostytutkami".



JERZY BYRA
    Przytoczona we wstępie ocena zawodu dziennikarza, wprawdzie wygłoszona prawie 125 lat temu, jest wielce krytyczna. Pan, Panie Profesorze, jako dziekan wydziału dziennikarstwa, medioznawca i politolog ma pewnie dzisiaj zgoła odmienną o tym zawodzie opinię.

 
Prof. dr hab. JANUSZ W. ADAMOWSKI
    Generalnie, z tą intelektualną prostytucją, to przesada. Choć trzeba przyznać, że dziennikarstwo ma dzisiaj różne oblicza. Również te negatywne. Wyrażają się te postawy manipulacją i dezinformacją, stronniczością i pogonią za sensacją. Taka postawa deprecjonuje pozytywną cechę dziennikarstwa, jako zawodu zaufania społecznego. Ale też trzeba mocno podkreślić, że to nie tylko sami dziennikarze są przyczyną takiego stanu rzeczy.

Jan Paweł II też mówił do dziennikarzy: „Najważniejsze byście świadomie nie kłamali”.    
    To stwierdzenie odczytuję, jako pogląd etyczny i jednocześnie nakaz moralny – w swojej pracy nie kłamcie, tylko sumiennie dążcie do prawdy. Co zresztą jest zgodne z etyką dziennikarską, która między innymi nakazuje rzetelnie, bezstronnie i uczciwie wykonywać pracę dziennikarską,

Etyka etyką, a biznes biznesem. Media są jego częścią. Wiadomo również, że szeroko rozumiane media, jako środki masowej komunikacji i przekazu społecznego – mają „podwójną naturę”: są z jednej strony – wytworem intelektualnym, odpowiadającym na zapotrzebowanie społeczne, składnikiem kultury w szerokim tego słowa znaczeniu, a z drugiej – produktem przemysłowym, poddanym ekonomicznym prawom obowiązującym na rynku. Więc, skoro produkcją tych mediów rządzą te same prawa, które obowiązują w gospodarce rynkowej – z dążeniem do zysku, to może nie ma się czemu dziwić, że dziennikarstwo traci na uznaniu społecznym, a media kłamią.    
    Dziennikarstwo traci na znaczeniu, bo w procesie demokratyzacji i rozwoju mediów niemal całkowicie zmieniła się definicja dziennikarstwa. Trzeba koniecznie ją przedefiniować.  No bo kto dzisiaj jest dziennikarzem? Bloger, który ma 3 mln odbiorców, czy renomowany dziennikarz, renomowanego miesięcznika, który ma 12 tys. nakładu? Media również wymagają rekonstrukcji, ponieważ dzisiaj to pojęcie bardzo nieprecyzyjne. Oby tylko nie w duchu poczynań partii, która próbuje je obecnie „zreformować”. 

Dbając o tożsamość historyczną partia pewnie bierze przykład z Bonapartego, który mówił w 1799 r.: „Jeśli popuszczę cugli prasie – nie pozostanę u władzy nawet trzech miesięcy”. Ale Panie Profesorze, 220 lat później takie plany reformy chyba nie są możliwe. Przecież prasa to czwarta władza. Przyznana wówczas prasie taka autonomiczna rola – uzupełniająca konstytucyjne organy władzy (obok ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej), jako czynnika je kontrolującego – nie pozwoli na populistyczne, partyjne zmiany.   
    Chyba pan żartuje. Gdyby nie dziennikarstwo śledcze, które broni honoru i misji społecznej tego zawodu znaczenie dziennikarstwa spadłoby do katastrofalnie niskiego poziomu. Dziennikarze zostają bowiem bardzo często sprowadzeni do funkcji klawiatur i długopisów wykonujących określone zadania.
    To po pierwsze, a po drugie, jak utrzymywałem już wiele lat temu: tak naprawdę czwartą władzą są właściciele mediów, a nie dziennikarze. Nawet renomowanego dziennikarza można wyrzucić z redakcji i zastąpić go trzema innymi, za trzy razy niższą pensję. Ma się rozumieć, że oni w obawie przed utratą pracy wykonają niemal każde polecenie, każdą brudną robotę. Za kasę, uznanie, które dodają im splendoru.
    Więc przynajmniej dobrze, że dziennikarstwo śledcze się rozwija. Jego działania, różnego rodzaju odkrywane niecne sprawy dają do myślenia i rządzącym, i tym, którym się wydaje, że są bezkarni. Całe szczęście, że jest grupa takich dziennikarzy, którzy wierzą w to, że istnieją jeszcze jakieś ideały, że to jest nadal zawód z misją.
  
Ale są też tacy, którzy za wejście do zawodu są gotowi pracować za darmo, a nawet za nią zapłacić.
    Może nie aż tak. Ale to prawda, że na przykład w przypadku staży dziennikarskich, rzeczywiście znajdziemy takie przypadki – bezpłatne trzymiesięczne staże radiowe, czy też płatne staże w telewizji prywatnej. To nie jest tak do końca w porządku.
    Już samo niepłacenie za staż wydaje mi się dość wątpliwe moralnie. Choć może jeszcze byłbym skłonny przymknąć na to oko. Ale nakazywanie płacić sobie za staż przez stażystę-pasjonata tego zawodu wydaje mi się jednak dość obrzydliwe. Tym bardziej, że nie bardzo wiadomo za co, bo tego rodzaju praktyki bywają jednak często głęboko ukrywane. 
     
Skoro już mówimy o upadku etyki mediowego biznesu to trzeba powiedzieć również o zapaści etyki zawodu dziennikarskiego. Media kilerzy są tego przykładem.
    To dramat. Znam, niestety, takie konkretne przypadki, nawet w bardzo dobrych tytułach. Zlecenie jest proste – będziesz tak długo szukał, aż znajdziesz papiery na tych parę nazwisk. W zamian – pochwała szefa i lepsza płaca.
    Ale partie też odpowiednio manipulują mediami. A to jakieś przecieki, a to ustawki. Partie wiedzą, że mediami można idealnie grać. Zwłaszcza tymi, które budzą szersze zainteresowanie publiczności. Pojawienie się prasy plotkarskiej, tzw. celebrity magazines, to też jest ewidentnie gra pod polityków.    

Panie Profesorze, dziennikarze nie żyją w próżni. Środowisko ma swoje organizacje, które przecież mogą wpływać na ich godne umocowanie w mediach, na etykę zawodową, na ustawodawstwo –  które ureguluje ich status zawodowy i społecznie odpowiedzialne funkcjonowanie mediów.
    Organizacje dziennikarskie nie mają teraz w zasadzie żadnego autorytetu. Właśnie ze względu na swoją niemoc.  Spójrzmy na przykład na Danię. Tam jest jeden silny związek dziennikarski, który jak równy z równym rozmawia ze związkiem pracodawców. Oczywiście, gdzieś tam pośrodku jest też państwo. Ale wspólnie potrafią negocjować dobre warunki. Podobnie jest na Wyspach Brytyjskich. Wprawdzie tam jest więcej organizacji dziennikarskich, ale ten główny związek dziennikarzy, który istnieje od końca XIX w., ma wciąż istotną siłę sprawczą.
    Niestety, u nas ciągle jeszcze takiej organizacji nie widzę. Jedna służy jako swoista przystawka do polityki, z panem Skowrońskim na czele. I to jest żałosne. To właściwie jest atrapa. Choć są tam postaci, które uważają się za ikoniczne. Ale tam też w zasadzie nie ma młodych. Zresztą w drugiej, z panem Domańskim na czele, także nie ma młodych dziennikarzy.
    Wzdycham do autorytetu organizacji, która kiedyś była liczna, jedna, prężna i licząca się. Była emanacją siły tego środowiska. A teraz to środowisko przestaje się niemal kompletnie liczyć. Dziennikarze uciekają do marketingu medialnego, public relations. A to są przecież dwie różne profesje. 

Nie można tych profesji jakoś pogodzić?

    Na Zachodzie nie bardzo. U nas widzę, że niektórzy godzą. Nawet dość umiejętnie. Raz są piarowcami, raz dziennikarzami, a niektórzy są jednocześnie i tym, i tym. Po prostu dorabiają na boku. Ale redakcje, publikując ich materiały, powinny wyraźnie oznakować, że to publikacje reklamowe bądź sponsorowane.
    I znowu, jeśli te publikacje to czysta informacja, to ja bym się specjalnie nie zżymał. Ale z tą informacją jest różnie. U nas jest przemieszana. Widać to jak na dłoni. A to znaczy, że sprawy idą w niedobrym kierunku. Choć może niebawem, na specjalnej konferencji poświęconej etyce w PR, ten problem się pojawi i zapadną jakieś unormowania.

Skoro jest tak źle z tą czwartą władzą, a zgodnie z Pana Profesora tezą – z właścicielami mediów i pracującymi dla nich dziennikarzami – to kto odpowiada za taki nieetyczny stan rzeczy?
    Wszyscy po trosze. Choć trudno wskazać palcem winowajców, konkretne osoby. Ale myślę, że w pierwszej kolejności państwo, które odpowiada za to, że nie ma takiego ustawodawstwa, które by nadążało za rozwojem mediów. Vide ustawa o RTV, która jest już kompletnie przestarzała – mimo że uchwalona pod koniec 1992 r. Nie mówiąc już o prawie prasowym, które jest jeszcze z epoki stanu wojennego, ze stycznia 1984 r. A więc państwo na pewno jest winowajcą.
    Odpowiadają za to właściciele mediów, bo jest im wygodnie poruszać się w tak nieunormowanej przestrzeni. Odpowiadają również dziennikarze, bo godzą się na wszystkie proponowane im warunki pracy. Odpowiadają organizacje dziennikarskie, które są pozbawione kompletnie sprawczego autorytetu. Jak widać, winnych jest wielu, bardzo wielu.

Z tej odpowiedzialności wynika, że dla jednych taka sytuacja w mediach to niezły biznes, dla innych gra z mediami, a dla tych, którzy je tworzą niejednokrotnie ledwo wiązanie końca z końcem. Czy środowisko dziennikarskie to wytrzyma?   
    Trudno przewidzieć. Ja rozumiem, że media są biznesem. Ale widać wyraźnie, że polityzacja mediów osiągnęła w Polsce apogeum. Środowiskowo naprzeciwko siebie stoją dwa obozy. W tym samym budynku i tylko wyczekują stosownej okazji, by się poszturchać. Właściciele mediów też mają swoje interesy. Vide pewien właściciel dużej telewizji, który ma również interesy w innych branżach i lawiruje w zależności od sytuacji, jaka się ułoży w układzie politycznym.

Może Rada Etyki Mediów mogłaby wpłynąć  na podniesienie znaczenia, pozycji i zaufania społecznego do mediów.
    Niestety, Rada Etyki Mediów obecnie jest bez życia. Ona jest bezzębna. Konferencja Mediów Polskich też nie działa, bo nie ma z tego żadnych korzyści. Wszyscy patrzą na szybki zysk. Czy to polityczny, czy ekonomiczny. Dlatego pozycja zawodu dziennikarza kurczy się. Kiedyś w rankingach zaufania społecznego, to był zawód na niesłychanie wysokiej pozycji. Plasował się w trójce najbardziej szanowanych. A w okresie, jak byłem w Radzie Nadzorczej Polskiego Radia, to radio, jako instytucja publiczna plasowało się zaraz po straży pożarnej.  
    Ale wracając do dziennikarstwa, ono będzie musiało długo, długo pracować żeby odzyskać zaufanie społeczne. Owszem, jak utrzymywał Kapuściński, że jest jeszcze prawdziwe dziennikarstwo, ale to grupa mniejszościowa i zdecydowanie przeważają wyrobnicy, albo tacy, którzy udają, że są dziennikarzami i zarabiają przez stukanie w klawiaturę.
    Niestety, od tego czasu niewiele się zmieniło. Oczywiście, jest też elita, ale jednak stosunkowo wąska. I zarówno tamta, jak i ta obecna jest w dużej mierze zależna od czwartej władzy, czyli właścicieli mediów. Życie pokazało, że nawet najlepszego można bezkarnie wywalić „na bruk”.

Nie wyobrażam sobie, że można by było tak postąpić z Michnikiem.
    No tak, ale Michnik to jest jednak instytucja. Zupełnie inna półka. Jeśli chodzi o polskie dziennikarstwo – jest szczególnego rodzaju wyjątkiem; bez względu na to, czy się w pełni zgadzamy z jego poglądami, czy nie, ale to jest człowiek – instytucja. I właściwie w Polsce nie ma takich dziennikarzy, których można z nim porównać, jeśli chodzi o umocowanie na rynku mediów. Nawet jeśli ktoś zarządza dużym zespołem dziennikarskim i mogło się wydawać, że jest uznanym autorytetem, to w każdej chwili można go usunąć, bo jest niewygodny, na przykład ze względów politycznych. Wówczas bierze się inną panią i przeorientowuje narrację.

Bo to się opłaca?
    Oczywiście, że tak. Wystarczy skutecznie odciąć niechętne politykom media od reklam i kłopoty gotowe. A to są przecież duże pieniądze. Prof. Tadeusz Kowalski policzył, ile spółki Skarbu Państwa zamieściły reklam w mediach sprzyjających władzy. To do nich płynie podstawowy strumień pieniądza idący w setki milionów złotych.

Czyli wzajemny wpływ i wzajemne wykorzystywanie się władzy i mediów sposobem na przetrwanie.
    Powtarzam. Słabością mediów jest dzisiaj ich nadmierne upolitycznienie i słaba kondycja finansowa. Ale wpływ na taki stan rzeczy mają bardziej ich właściciele, niż dziennikarze.
    Dam taki mały przykład. Właściciel gazety lokalnej wezwał o godz.12 w nocy redaktor naczelną tego pisma i nakazał wyrzucić z już gotowego składu będącego w drukarni pewien tekst, który godził w lokalnego oligarchę, potężnego sponsora pisma. Trzeba być naprawdę bogatym medium, żeby sobie pozwolić na opór. Trzeba mieć dobrych prawników i dużo pieniędzy, żeby prowadzić długotrwały proces.       
      
Dla stawienia oporu takim bezwzględnym praktykom właścicieli mediów przydałaby się dziennikarzom praktyczna wiedza prawna.   
    Na naszym wydziale my taką podstawową wiedzę przyszłym dziennikarzom przekazujemy. Choć zapewne powinniśmy kłaść znacznie większy nacisk na problemy etyczno-prawne. W Stanach Zjednoczonych, na dobrym amerykańskim uniwersytecie, każda porządna School of Journalism kładzie ogromny nacisk na przekazywanie tego rodzaju wiedzy, na znajomość etyki i prawa. By na przykład wiedzieć, że to jest w zgodzie z pierwszą poprawką do Konstytucji, a to nie. Że jeśli człowiek mówi tam, że nie życzy sobie publikacji tego co powiedział, to nie wolno tego publikować.
    Przy okazji dodam – choć może zabrzmi to nieco dziwnie w ustach dziekana wydziału dziennikarskiego – że dziennikarstwo powinno być zawodem otwartym. Powinni do tego zawodu wstępować ludzie należycie przygotowani, ale niekoniecznie wykształceni na wydziałach dziennikarskich. To powinien być rzeczywiście zawód otwarty dla różnych specjalizacji. Nie widzę powodu, dla którego potrzeba by było tworzyć specjalne fermy hodujące dziennikarzy. Trzeba mieć na uwadze fakt, że dziennikarstwo jest zawodem zróżnicowanym.
    Są specjaliści od spraw ekonomii, muzyki, filmu, teatru. My nigdy nie wykształcimy znakomitego specjalisty w tych zakresach wiedzy. Do wykonywania zawodu krytyka muzycznego znacznie bardziej kompetentnym może okazać się absolwent Akademii Muzycznej.   

Zgoda, ale myślę, że od spraw gospodarczych już da się przygotować w miarę kompetentnego absolwenta wydziału dziennikarstwa.
    Jako dziekan tego wydziału i absolwent SGPiS, też tak uważam, tylko, by tak się stało muszą być jednak zainteresowani tą problematyką. Otwieraliśmy parokrotnie specjalizację „dziennikarstwo ekonomiczne”. Zatrudniliśmy bardzo wybitnego specjalistę w tym zakresie. I co? Na zajęcia przychodziło początkowo trzech (!!!) studentów, a do końca roku akademickiego został jeden. Więc nie było sensu kontynuować tej specjalizacji.
    Mówię to samokrytycznie, bo bardzo mało wykształciliśmy ludzi, którzy na poważnie zajmują się gospodarką.

A gospodarka to niezwykle interesująca problematyka i ciekawy segment rynku dla dziennikarskiej penetracji. Ale wracając jeszcze do kształcenia zawodowego – nawet gdy założymy, że dziennikarstwo jest zawodem otwartym, to uważam, że wchodzący do tego zawodu, z bardzo zróżnicowanym wykształceniem specjalistycznym, powinni w określonym zakresie poznać specyfikę dziennikarstwa. Wcześniej w tym celu z pozytywnym skutkiem funkcjonowały studia podyplomowe.
      To prawda, istniało niegdyś dwuletnie, stacjonarne Pomagisterskie Dzienne Studium Dziennikarstwa, ale je dość nieopacznie zlikwidowano. Moim zdaniem – wiem co mówię, bo sam te studia kończyłem – były one znakomitym poligonem do przygotowania specjalistów w zakresie swoich specjalizacji. Dostawaliśmy wówczas solidną wiedzę dotyczącą zawodu dziennikarskiego, w tym zwłaszcza problemów etyczno-prawnych.
    Niestety, aktualna ustawa o szkolnictwie wyższym nie przewiduje możliwości utworzenia pomagisterskich stacjonarnych studiów dziennikarskich. Mówi się o zaocznych studiach podyplomowych, w domyśle zaledwie rocznych. 
 
Delikatnie mówiąc, przedstawiony przez Pana Profesora obraz dziennikarstwa i mediów nie wygląda zachęcająco. Musi mieć Pan dylemat – co w takiej sytuacji mówić studentom, czym ich zachęcać do pracy w zawodzie dziennikarza.
    To o czym mówimy jest rzeczywiście bardzo smutne i bardzo mnie porusza. Dlatego też mówię, że jedynym jasnym promieniem na tym dość ciemnym obrazie jest dziennikarstwo śledcze, które rzeczywiście dobrze i z sukcesami sprawuje funkcje kontrolne.
    A odnośnie pytania, to osobiście postrzegam ten zawód jako misyjny i wszystkim moim studentom mówię, że wykonujecie zawód trudny, ale piękny. Zawód, który może wam dać dużo satysfakcji, ale też i dużo kłopotów. To zawód w którym jest dużo rozwodów, chorób, a średnia wieku raczej nie za wysoka. To życie w nieustającym stresie i, że to zawód naprawdę wysokiego ryzyka.
    Poza tym pościągałem tutaj dziennikarzy z dorobkiem, którzy opowiadają i próbują zaszczepić tym młodym ludziom takie głębokie przekonanie, że to nie jest zwykły zawód. Że to może być piękny zawód, pod warunkiem, że będziesz go godnie wykonywał. I że może być krucho, że może ci nawet nie wystarczyć na jedzenie w jednym miesiącu, ale w drugim możesz się odbić. Ale czy znajdą oni naśladowców – nie wiem.
    Natomiast wiem, że wśród naszych absolwentów mamy takich, którzy błysnęli. Swoją pracą, talentem pokazali, że można zająć w życiu godne miejsce. Stali się naprawdę znanymi dziennikarzami i pisarzami, uzyskali pełną niezależność, indywidualną i ekonomiczną.
 
Poda Pan nazwiska?
    Specjalnie nie wymieniam żadnych nazwisk, bo nie wiem czy chcieliby żeby ich chwalić, poza tym obowiązuje RODO. Zresztą, jak pan zauważy, w całej naszej rozmowie wymieniłem tylko dwa. Tylko dwóch dziennikarzy, osoby publiczne, przewodniczących stowarzyszeń dziennikarskich.

Panie Profesorze, w nawiązaniu do Pańskiego braku zgody na chwalenie innych mam już ostatnie pytanie z prośbą o komentarz. Otóż mottem „Prestiżu” jest wymyślona przeze mnie następująca sentencja: „Żeby działanie miało sens, jeszcze i to - potrzeba uznania drugiego człowieka”. W zamyśle miała sprzyjać reputacji polskiej gospodarki. Była również bodźcem do ustanowienia Nagrody Prestiżu Renoma Roku. Kandydatów do nagrody rekomendowały uprawnione instytucje i media. Między innymi urzędy marszałkowskie i oddziały Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Inicjatywa pięknie się rozwijała do piątej edycji. Rekomendowano wówczas 267 kandydatów. I klapa. Tylko jeden z kandydatów wyraził zgodę na poddanie się ocenie kapituły. Czyżby pozostali nie wiedzieli, że reputacja popłaca? Jak to tłumaczyć?

    Proste. Ludzie się chowają. To jest dość powszechne zjawisko. Ponieważ z chwilą gdy staniemy się obiektem powszechnego podziwu, to natychmiast stajemy się obiektem powszechnego zainteresowania. Natychmiast pojawiają się jacyś kombinatorzy, wymuszacze pieniędzy, zawistnicy. Typowe polskie piekiełko. Lepiej się nie pokazywać – po co dawać sygnał Urzędowi Skarbowemu do bezzasadnej kontroli.
    Znam też ludzi, którzy płacą za to, żeby się nie znaleźli w żadnych rankingach. Już nie mówiąc o tych, którzy sporo płacą za wykup wszystkich swoich zdjęć, wizerunku publicznego, żeby się tylko nie ujawnić. To mnie trochę przeraża. Aż strach się bać.

Dziękuję za rozmowę. 
 


Podpisy pod zdjęcia

Na zdjęciu nadanie prof. Ewie Łętowskiej tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego. Z lewej Dziekan Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, prof. Janusz Adamowski, z prawej JM Rektor UW, prof. Marcin Pałys.

Na zdjęciu obok - Dziekan Wydziału Dziennikarstwa Informacji i Bibliologii UW, prof. dr hab. Janusz Adamowski z nagrodą przyznaną w Rankingu Kierunków Studiów w grupie kierunków dziennikarstwo i komunikacja, przygotowanym w ramach jubileuszowego – 20. Rankingu Szkół Wyższych Perspektywy 2019. Nagrodę tę Wydział odbiera rokrocznie od 2014 roku. Na zdjęciu powyżej - budynek wydziału przy ul. Bednarskiej w Warszawie.


Biogram

JANUSZ WŁODZIMIERZ ADAMOWSKI – prof. dr hab., dziekan Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii na Uniwersytecie Warszawskim, uprzednio – dziekan Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych oraz dyrektor Instytutu Dziennikarstwa tego Wydziału. Medioznawca i politolog. Był członkiem dwóch kadencji Komitetu Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk oraz Rady Naukowej Instytutu Studiów Politycznych PAN. Opiekun naukowy i promotor blisko 400 prac magisterskich oraz 16  prac doktorskich z zakresu nauk o polityce i nauk o mediach, recenzent w wielu przewodach doktorskich, habilitacyjnych oraz postępowaniach o nadanie tytułu naukowego profesora. Autor ponad 100 publikacji poświęconych mediom masowym. Były członek Rady Nadzorczej Polskiego Radia SA i jej przewodniczący. Ekspert Polskiej Komisji Akredytacyjnej, a także sejmowych i senackich Komisji Kultury i Środków Przekazu poprzednich kadencji.

Wstawka

WDIiB UW to: 95 pracowników naukowo-dydaktycznych; prawie 2300 studentów; 7 kierunków studiów (Dziennikarstwo i medioznawstwo; Dziennikarstwo i komunikacja społeczna; Informacja naukowa i bibliotekoznawstwo; Logistyka mediów, Logistyka i administrowanie w mediach, Architektura przestrzeni informacyjnych, Publikowanie współczesne); 6 specjalności (Dziennikarstwo; Public relations i marketing medialny; Fotografia prasowa, reklamowa i wydawnicza; Dokumentalistyka; Zarządzanie i technologie informacyjne mediów; Logistyka i marketing w mediach); 14 specjalizacji (Architektura informacji i wiedzy; Edytorstwo; Dziedzictwo kulturowe; Informacja w biznesie; Zarządzanie informacją i wiedzą; Organizacja i zarządzanie bibliotekami; Informacja i komunikacja w europejskich instytucjach kultury; Prasowa; Telewizyjna; Radiowa; Dziennikarstwo on-line; Dziennikarstwo multimedialne; Zarządzanie i marketing w mediach; Zarządzanie nowymi technologiami w mediach); 4 studia podyplomowe (Podyplomowe Studia Bibliotekoznawstwa; Podyplomowe Studia Polityki Wydawniczej i Księgarstwa; Podyplomowe Studia Literatura i książka dla dzieci i młodzieży wobec wyzwań nowoczesności; Podyplomowe zaoczne studia w zakresie public relations); 4 znakomicie wyposażone pracownie komputerowe; pracownia digitalizacji przekazów medialnych; w pełni profesjonalne studio fotograficzne; w pełni profesjonalne studio telewizyjne; 2 w pełni profesjonalne studia radiowe.
 

dodano: 2019-12-09 20:15:21