Chcesz otrzymywać najnowsze wiadomości
Wydarzenia
Nie mam kompleksu Polski Wschodniej

Z ROMANEM RAKIEM – właścicielem firm ROZTOCZE ZUP i WSK Tomaszów Lubelski oraz udziałowcem ZWG Lubaczów - nominowanym do Nagrody Prestiżu RENOMA ROKU 2013 w kategorii PRZEDSIĘBIORCA rozmawia Jerzy Byra

Przykład wymienionych w podtytule zakładów z Tomaszowa Lubelskiego, w których zatrudnienie znalazło 590 osób, jest dowodem na przełamanie kompleksu wschodniej Polski. Choć właściwie nie wiadomo czemu cała tzw. ściana wschodnia uznawana jest za Polskę gorszej kategorii. Najlepiej to ujął marszałek lubelski Krzysztof Hetman, mówiąc nam, że:  Lubelskie nie  jest „Be” – leży tylko na wschodzie. Firma Roztocze, która zaczynała swoją działalność w przydomowym garażu, jest największą w powiecie tomaszowskim, liderem w branży zamknięć przemysłowych w Polsce i w tym zakresie jedną z największych w Europie. O tym jak powstała ta firma, o jej produktach, technologiach, innowacjach i nowych inwestycjach rozmawiamy z właścicielem zakładu – Romanem Rakiem, nominowanym do Nagrody Prestiżu RENOMA ROKU w kategorii Przedsiębiorca.

JERZY BYRA
Zacznijmy od tego, że w korespondencji służbowej podpisuje się Pan zgodnie z prawdą: Właściciel.


ROMAN RAK
To prawda.

Zatem już na wstępie mam pewien kłopot. Przecież w rozmowie nie będę Pana tytułował Panie Właścicielu. A jak się zwracają do Pana pracownicy, kontrahenci?
    Różnie. Pracownicy najczęściej mówią – szefie, a kontrahenci – prezesie. Jak kto powie tak jest. Nie mam z tym problemu.

Jasne. Więc, Panie Prezesie, przyjechałem tu po to, by potwierdzić, że dokonał Pan rzeczy wyjątkowej – na ubogiej Lubelszczyźnie zbudował duży biznes i zyskał za to uznanie i szacunek – pracowników,  kontrahentów i władzy, w tym Marszałka Województwa, który rekomendował Pana do Nagrody Prestiżu RENOMA ROKU.
    To miłe. Każdy dowód uznania motywuje. Dociera do mnie, że zbudowałem w sposób organiczny dużą firmę, która ciągle ma potencjał do dalszego rozwoju.

Nim się Pan do niej zabierze pomówmy o początkach Pańskiej życiowej i zawodowej drogi. Co determinowało chłopca z małej ubogiej wioski Kmiczyn położonej 33 km od Tomaszowa Lubelskiego do udania się po naukę w średniej szkole aż do Wrocławia.
    Zupełny przypadek. Choć może było w tym też trochę przekory i młodzieńczej fantazji. Poza tym, wówczas modny był Śląsk. Tam szukano szczęścia. Ja wylądowałem we Wrocławiu, w Technikum Mechanicznym.

Jak się Pan odnalazł w wielkim mieście?
    Było to oczywiście trudne. Ale wyszło mi na dobre. Po oderwaniu się od wiejskiego środowiska wszedłem na zupełnie inny poziom cywilizacyjny. Nie mówiąc o poziomie nauczania, które było na bardzo wysokim poziomie.

Technikum Mechaniczne kończy Pan w 1975 r. i bez trudu dostaje się na Wydział Mechaniczny Politechniki Wrocławskiej. Z tego wniosek, że dobrze Panu szło w nauce.
    Nauka była zgodna z moimi zainteresowaniami, więc stosunkowo dobrze dawałem sobie z nią radę. Poza tym świetni wykładowcy i środowisko, w którym się znalazłem, dodatkowo motywowali do nauki.
    Ale bodaj największy wpływ na moje postrzeganie i rozumienie świata miały studenckie, wakacyjne wyjazdy do pracy na Zachodzie. Tam przejrzałem na oczy. Zrozumiałem, że ten nasz świat może i powinien inaczej funkcjonować. To tam zdobyte doświadczenie praktycznie ustawiło mnie w życiu.

Ale zaraz po studiach, w roku 1981, wrócił Pan do Tomaszowa. Jaki był tego powód?
    Prozaiczny. W tym czasie funkcjonowały na studiach umowy o stypendia fundowane. Na 4-5 roku była możliwość podpisania takich umów z zakładami pracy, które potrzebowały inżynierów. Skorzystałem z takiej formy pomocy materialnej i późniejszego pewnego zatrudnienia. Podpisałem umowę z WSK Świdnik. A że ten zakład miał swój oddział w Tomaszowie Lubelskim, postanowiłem skorzystać z okazji i wybrać go jako swoje pierwsze miejsce pracy. Również ze względu na bliskość domu rodzinnego.

I dodajmy, że w bardzo trudnym okresie – protestów społecznych i zastoju gospodarczego – objął pan stanowisku kierownika produkcji wydziału sprzęgieł do samochodów ciężarowych.
    Rzeczywiście, nie był to łatwy start. Moje poglądy inżynierskie, a było nas tylko kilku inżynierów, zdecydowanie nie korespondowały ze stanowiskiem wtrącających się w zarządzanie produkcją towarzyszy partyjnych, z komitetu zakładowego. Do tego stopnia, że o mało co nie doszło do rękoczynów. Po zdecydowanej odmowie wstąpienia do PZPR była wywierana na mnie ciągła presja. Najbardziej utkwił mi ich pogląd, że to dzięki władzy ludowej ja mogłem zostać inżynierem i powinienem okazać za to wdzięczność. Na szczęście zdecydowana postawa ówczesnego dyrektora zakładu Eugeniusza Raczkiewicza sprawiła, że przestano mi przeszkadzać w pracy.  
    Ulga tym większa, że był to bardzo dobry zakład. W wymiarze lokalnym to była duża firma. W szczytowym okresie zatrudniała  ponad 800 osób. Z zawodowego punktu widzenia mogłem się więc sprawdzać w organizacji produkcji i kierowaniu ludźmi.

Na tyle dobrze, że gdy w 1986 r. przeniesiono ze Świdnika do WSK Tomaszów produkcję przekładni do śmigłowców, Panu powierzono kierownictwo i organizację nowego wydziału części lotniczych.
    To było trudne i duże doświadczenie zawodowe. Nie tylko trzeba było sprostać nowej technologii, ale również przygotować do niej ludzi, bowiem do tak precyzyjnego procesu produkcji nie było fachowców.

Wiadomo, że dał Pan radę. Nawet w 1989 r. zaliczono Pana w poczet największych fachowców całej PZL - WSK Świdnik. Co się stało, że w dwa lata później odchodzi Pan z zakładu i w pojedynkę rusza ze swoją działalnością gospodarczą?
    Szkoda słów. Transformacja, referenda, odwołania ludzi z wizją dalszego rozwoju. Rozważano nawet rozwiązanie zakładu. W takiej sytuacji uznałem, że najlepsza będzie ucieczka do przodu.

Do przydomowego garażu. I w pojedynkę praca na okrągło. Nie było Panu szkoda utraconej pozycji społecznej i zawodowej?
    Ani trochę. Wiedziałem że jestem pracowity i innowacyjny, a to zawsze daje pożądane rezultaty. Byłem przekonany, że rodzaj produkcji, który chcę rozwinąć, znajdzie uznanie na rynku i pozwoli na szybki rozwój. Z perspektywy wielu lat należy stwierdzić, że był to bardzo dobry czas na założenie własnej firmy.

Nim przejdziemy do rozwoju zapytam jeszcze skąd nazwa firmy - Roztocze. Z racji regionu, gdzie znajduje się jej siedziba, czy może sprytnie, z góry Pan założył, że roztoczy opiekę nad tymi wszystkimi branżami do których chce dotrzeć i zabezpieczy je w oczekiwane zamknięcia przemysłowe.
    Nieźle to pan wykombinował, ale nie, aż tak zaborczo nie myślałem. W tamtym czasie nie miałem takiej wiedzy, co znaczy dobra nazwa firmy. Dzisiejszy stan moich biznesów przerósł wielokrotnie moją ówczesną wyobraźnię. Roztocze to piękna kraina, tu się wychowałem, tu działałem, tu zdobyłem zawodowe szlify więc uznałem, że to będzie dobra nazwa - taki wyraz podziękowania i szacunku za to wszystko co mi ta ziemia dała. I w ten sposób też chęć wyzbycia się kompleksów Polski Wschodniej.                                                                        

Z dzisiejszej perspektywy, ten brak kompleksów jest szczególnie widoczny. Pańskie Roztocze to duża firma, zatrudnia 350 osób, imponuje dynamiką zatrudnienia i dochodów.
    Rzeczywiście, dynamikę zatrudnienia mamy dużą. W tym roku, tylko do Roztocza, przyjęliśmy 20 osób. Ale jestem szczególnie dumny z realizacji naszego hasła, które pewnie pan widział na budynku firmy od strony ulicy: „Praca dla inżynierów w Tomaszowie Lubelskim”. W jego efekcie, przez ostatnie 20 lat, przyjąłem do pracy wszystkich inżynierów mechaników, w szczególności związanych z obróbką metali, którzy się u mnie pojawili. Głównie z okolic Tomaszowa Lubelskiego, choć nie tylko, bo co chyba ciekawe, w tym roku zatrudniłem już trzech nowych inżynierów, którzy wrócili z wieloletniej pracy z zagranicy.
    Poza tym dodam, że nie tylko rośnie o 20 proc. dynamika zatrudnienia, rok do roku. Podobne wskaźniki wzrostu notujemy w obrotach, dochodach i inwestycjach. Również w pozostałych zakładach.

Panie Prezesie, skoro jest tak dobrze, to powiedzmy – co Pan sam wcześniej, a teraz Pańscy inżynierowie i pozostali pracownicy Roztocza tak na prawdę robią. Nazywany przez Pana asortyment produkcji: zabezpieczenia przemysłowe - laikowi niewiele mówi, proszę o rozwinięcie.
    Podstawą działalności Roztocza jest produkcja zamków, zawiasów, zacisków śrubowych, systemów zamykania i akcesoriów dla rynku energetycznego, telekomunikacji, klimatyzacji i wentylacji oraz motoryzacji. Tak się złożyło, że trafiliśmy z tego rodzaju asortymentem w niszę rynkową. jesteśmy jedyną polską firmą. Nasz asortyment jest bardzo szeroki, ok. 5 tysięcy detali - od prostych zamknięć do tych bardzo skomplikowanych, włącznie z zamkami elektronicznymi.
      
I to wszystko produkował Pan w tym swoim garażu na dwóch zakupionych na wyprzedaży maszynach - tokarce i frezarce.
    Tylko początkowo. Dziś mamy halę produkcyjną o powierzchni 4,5 tys. metrów kwadratowych i ok. 300 maszyn i urządzeń (150 starszych i 150 bardzo nowoczesnych, w tym połowa najnowszej generacji typu CNC). Do tego dojdzie jeszcze jedna. Właśnie w tej sprawie, zaraz po naszej rozmowie, spotykam się tu z przedstawicielami japońskiej firmy Amada, od której kupiłem najnowszej generacji w pełni zautomatyzowaną, wycinarkę laserową.

Mówi Pan o tym wszystkim tak, jakby na tej drodze do rozkwitu nie miał Pan żadnych problemów.
    Proszę pana, zgodnie z powiedzeniem – gdzie drwa robią, tam wióry lecą – nas również dotykały problemy. Nie było lokalu, nie było maszyn, zdarzało się, że nasi odbiorcy nie płacili na czas lub wcale, a trzeba było płacić wysokie podatki – co dla rozwijającej się firmy było zabójcze – ale jakoś udało się przezwyciężyć wszystkie trudności. Dzisiaj jesteśmy w innej epoce.

To widać po Pańskich osiągnięciach. To już nie tylko firma Roztocze z 350. osobową załogą, ale również WSK Tomaszów Lubelski z zatrudnieniem na poziomie 170 osób i ZWG Lubaczów, w którym pracuje 70 osób. Odnośnie WSK mam jeszcze takie pytanie, proszę odpowiedzieć z ręką na sercu, czy kupił Pan tę firmę z sentymentu dla pierwszej w niej pracy, czy dla interesu?
    Jedno i drugie. Gdy w 2008 r. kupowałem WSK Tomaszów była to firma na skraju upadku. Szkoda mi było jej potencjału, zarówno ludzkiego, jak i produkcyjnego. Uznałem, że skoro tak dobrze idzie w Roztoczu, to może warto zainwestować w to niegdyś moje miejsce pracy, uchronić przed upadłością i jednocześnie zdywersyfikować i zwiększyć produkcję. No i zainwestowałem, bo spodziewałem się efektu synergii. Dzisiaj WSK Tomaszów Lubelski Sp. z o.o. ma się już dobrze i przynosi mi splendor.
    Natomiast co do zakładu z Lubaczowa, tylko taka uwaga – nie jestem jego właścicielem, tylko znaczącym udziałowcem. Ponadto jestem też akcjonariuszem Tomaszowskiego Inkubatora Przedsiębiorczości SA.

Co ma Pan na myśli mówiąc o WSK: przynosi mi splendor?

    Zdecydowanie wiodącą firmą jest Roztocze, pod każdym względem. Szczególnie jeśli chodzi o dochód. Natomiast WSK jest mniej dochodowa, ale o bardzo wysokim prestiżu. Jak powiem, że w WSK produkuję dla lotnictwa, od razu czuję atencję rozmówców. Jak powiem Roztocze, zamknięcia przemysłowe, prawie zero reakcji. Tylko ci rozmówcy nie wiedzą, że Roztocze jest dwa razy więcej warte niż WSK.
    Nie zmienia to faktu, że Roztocze też zyskuje na renomie WSK, bowiem ten zakład produkuje części dla wielkich z Doliny Lotniczej – znaczących graczy światowego rynku lotniczego. WSK TL ma wszystkie ku temu wymagane certyfikaty. Współpracujemy z takimi firmami jak: PZL-Świdnik SA z międzynarodowej grupy AgustaWestland (producent śmigłowców oraz podzespołów dla firm lotniczych jak: Latecoere, Cessna, Airbus, Eurocopter, AgustaWestland, Pilatus), WSK ”PZL-Rzeszów” SA (producent silników i przekładni lotniczych należący do światowego koncernu United Technologies Corporation w ramach Pratt & Whitney), PZL Mielec (producent samolotów oraz śmigłowców należący do korporacji Sikorsky Aircraft), EADS PZL Warszawa Okęcie (producent samolotów), TAC – Technical Airborne Components Industries (producent elementów złącznych w lotniczych systemach sterowania) itp.
    Te wymienione firmy to naprawdę liderzy rynku lotniczego, a teraz otwiera się jeszcze nowa szansa na współpracę z belgijską firmą lotniczą. Jesteśmy już po audycie i właśnie otrzymaliśmy pierwsze zamówienie produkcyjne.

Pewnie niewiele zrozumiem, ale dla ogólnej orientacji proszę jeszcze spróbować w skrócie przedstawić zakres złożonych procesów produkcyjnych zachodzących w Pańskich zakładach.  
    Szczycimy się obróbką skrawaniem na nowoczesnych obrabiarkach CNC i wtryskiem stopów cynku na maszynach gorąco komorowych. W tym drugim procesie jesteśmy jedną z niewielu firm w Polsce, które zajmują się procesem technologicznym wtrysku stopów cynku. Poza tym mamy mocną obróbkę plastyczną blach, która najbardziej rozwija się pod względem automatyzacji procesów produkcyjnych oraz wtrysk tworzyw sztucznych. W naszej nowoczesnej narzędziowni jesteśmy w stanie wyprodukować każdą formę wtryskową. Stworzyliśmy też na bardzo wysokim poziomie wydział narzędziowy, gdzie nasi konstruktorzy posługują się najnowocześniejszymi programami do konstruowania, już w technologii 3D.
    W wyniku prac konstrukcyjnych otrzymaliśmy patenty na nasze zamki i świadectwa rejestracji wzorów przemysłowych.

W sytuacji, gdy wokół raczej się narzeka, z przyjemnością się słucha o wyjątkowych dokonaniach. Proszę zdradzić, co w Pańskim przypadku było kluczem do ich osiągnięcia?

    Nie ulega wątpliwości, że inwestycje w kadrę inżynierską, nowe technologie i park maszynowy (ok. 12 mln zł rocznie). A także otwarcie na świat. Jeszcze przed akcesją do Unii Europejskiej osobiście zjeździłem z kilkoma inżynierami prawie cały Zachód. Byliśmy na misjach, konferencjach, targach B2B branżowych i specjalistycznych. Dzisiaj moi inżynierowie jeżdżą praktycznie po całym świecie. Uczestniczą w giełdach kooperacyjnych, spotkaniach B2B, targach i wystawach. To pozwala na pokazanie naszego potencjału i możliwości produkcyjnych, wymianę informacji oraz na współpracę z liderami, bo tylko oni wymuszają postęp. Współpracujemy m.in. z tak znanymi firmami, jak: GE, ZPAS, Bombardier, Pesa, Solaris, Flextronics, Apator. 

I dają zwiększoną możliwość eksportu.
    Oczywiście. Stąd dynamika naszego eksportu rośnie o 10-25 proc. rocznie. Na przykład Roztocze około 30 proc. swoich produktów sprzedaje niemal do wszystkich krajów europejskich i pośrednio także na inne kontynenty. A te, które trafiają na rynek krajowy również w ok. 50 proc. wywożone są zagranicę – zamontowane w szafach serwerowych, energetycznych, autobusach, centralach klimatyzacyjnych, pojazdach szynowych, maszynach i urządzeniach.

Mówiąc o inwestycjach w kadrę inżynierską nie zapomina Pan również o reszcie pracowników. Służą temu szkolenia wewnętrzne i zewnętrzne. Choć chyba najbardziej motywujący jest dla nich średnioroczny wzrost płac na poziomie 10-15 proc.
    To też, ale pracownicy cieszą się również z imprez integracyjnych, które organizujemy z dużym rozmachem w okresie letnim i zimowym, a nasza kadra, od kilku lat, z uczestnictwa w organizowanych w firmie kursach języka angielskiego.

Również z takich jak styczniowy bal dla Patrycji.
    To przy okazji naszej mikołajkowej imprezy dla dzieci, gdzie podczas zakładowej choinki bawiło się blisko 500 osób i gościem specjalnym była Patrycja Karwan, uczennica SP w Podhorcach, dla której zbieraliśmy pieniądze na operację. Choruje na artrogrypozę, schorzenie powodujące przykurcze i zwyrodnienia rąk i nóg, a jej wielkim marzeniem jest stanąć na nóżki i zatańczyć jak rówieśnicy na balu. 
    A że to zdolna dziewczynka, na bal namalowała ustami dwa obrazy. Poddaliśmy je licytacji i uzyskane pieniądze dodatkowo zasiliły zbiórkę. W sumie udało się zebrać 11,5 tys. złotych. Patrycja i rodzice nie kryli radości i wzruszenia.  

Panie Prezesie długo by jeszcze można mówić o Pana zaangażowaniu w rozwój i ekspansję Pańskich firm, niedoścignionych na polskim rynku i konkurujących na światowym, czynnym udziale w pracach organizacji gospodarczych, stawianiu na młodych i wrażliwości społecznej, ale Japończycy już dojeżdżają z wizytą więc ostatnie pytanie: poza tym wszystkim ma Pan czas dla siebie?
    Nawet sporo. Powtarzam, inwestycja w kadry popłaca. Ale co do wspomnianych przez pana młodych, to chcę powiedzieć, że nie dzielę ludzi na młodych i starych, tylko na mądrych i głupich. Na utalentowanych i beztalencia. Na takich, którym chce się pracować i nie. Nie zmienia to faktu, że stawiam na młodych i mam u siebie też wielu bardzo młodych ludzi, bardzo zdolnych, chętnych do pracy i żądnych sukcesu. Rozwijają się zawodowo, dbają też o rozwój osobisty. Często dochodzę do wniosku, że ufam im bardziej niż sobie.
    Zresztą, do wszystkich moich ludzi mam pełne zaufanie.  

Dziękuję za rozmowę. (marzec 2014)


Na zdjęciach:
1. Jak widać, w firmach Romana Raka w Tomaszowie Lubelskim jest praca dla inżynierów i dla kobiet.
2. Roman Rak, właściciel firm Roztocze ZUP i WSK Tomaszów Lubelski; Mitsuo Okamoto,President & CEO (prezydent AMADY); Piotr Zieliński (główny technolog); Piotr Trąd (technolog);
3. Fragmenty hal z nowoczesnymi obrabiarkami CNC do obróbki skrawaniem.
4. Patrycja Karwan - gość specjalny Roztocza na balu mikołajkowym dla dzieci - ze swoimi dwoma obrazami namalowanymi ustami, za które podczas licytacji uzyskane pieniądze dodatkowo zasiliły
zbiórkę pieniędzy na jej operację.

Fot. Roztocze 


dodano: 2014-03-12 11:33:43